Miał niesamowite referencje od wielkich osobistości tamtego świata. Mógł w krótkim czasie osiągnąć to, co zaplanował: otrzymać super kanonię, a - kto wie - może zostać kardynałem, a nawet... papieżem...
Aż do tamtych dni Don Józef Kalasancjusz nosił dumnie podniesioną głowę, ubierał się w jedwabną sutannę i angażował się w przyjaźnie tylko i wyłącznie ze znakomitymi osobowościami Wiecznego Miasta.
426 lat temu Bóg posłużył się jednym wydarzeniem, by pomóc księdzu Kalasancjuszowi od-kryć coś, co miało stać się ważniejsze, niż wszystko, co do tej pory uważał po ludzku za ważne: co przerosło jego ambicje, jego karierę, jego dotychczasowe plany... 426 lat temu na Zatybrzu, w dziel-nicy najbardziej brudnej i ubogiej wielkiego miasta Rzymu, 40-letni wówczas ks. Józef Kalasancjusz spotkał dzieci: tak brudne i zaniedbane jak tamta dzielnica, a do tego niekulturalne, wałęsające się całe dnie po ulicach i wyszukujące sposobności, by coś ukraść, zepsuć, napsocić, tak, aby w jakikolwiek sposób zabić codzienną nudę, zapomnieć o głodzie i swojej złej sytuacji życiowej.
To zdawałoby się dość przypadkowe spotkanie (choć mówi się, że przypadek to świeckie imię Ducha Świętego) zmieniło życie wszystkich, którzy w nim brali udział: dzieci, bo od tamtego dnia zapomniały o wałęsaniu się i zaczęły niesamowitą przygodę, oraz samego księdza Józefa, który zrozumiał, że jego wielkość zależy od tego, jak bardzo umie się uniżyć, by stanąć obok dzieci, który-mi nikt się nie zajmował i by dać im coś, czego im nikt nie zabierze, czego im nikt nie ukradnie, a co pomoże im powalczyć o lepsze życie. Tym czymś tak cennym i nieoczywistym była nauka.
Założyć szkołę! Dziś to tak łatwo powiedzieć, choć pewnie i dziś jest wiele trudności, by to zrealizować. Wtedy szkoła dla wszystkich, szkoła dla ubogich, szkoła dostępna bez wyjątku dla każdego - 426 lat temu to brzmiało niemal nieosiągalnie. Ale jak wiemy, geniusze tym różnią się od większości społeczeństwa, że nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć o tym, że czegoś nie można osiągnąć i tak pracują, tak kombinują, że w końcu to coś wynajdą. I tak było z księdzem Józefem! W końcu, pomimo wielu obaw, wielu pytań oraz zapewne wielu, wielu ludzi, którzy mu to serdecznie odradzali, otworzył na Zatybrzu szkołę.
W ten sposób ów wielki człowiek tracąc wszystko (bo co miał oddał na utrzymanie szkół) zyskał jeszcze więcej: znalazł swoje nowe powołanie, by być jak ojciec dla tych maleńkich i uczyć je rzeczy wielkich, zaczynając od najprostszych.
I tak z dumnego i dość niedostępnego księdza Kalasancjusza stał się bardzo pokornym ojcem Józefem od Matki Bożej, tworząc pijarski świat, który trwa do dziś, i którego cząstką my sami jesteśmy.
Ojcze Józefie! Właśnie tak zaczęła się Twoja troska o szkoły pobożne: najpierw tamte w Rzymie, potem w kolejnych miastach i miasteczkach Włoch, Austrii, Hiszpanii, na czeskich Morawach, a w końcu też w Polsce. A od kiedy Pan Bóg zabrał cię z tego świata, byś zamieszkał na zawsze w Jego domu w niebie i byś tam witał na progach wieczności wielu ludzi, którzy jako dzieci byli uczniami w różnych szkołach pijarskich - opiekujesz się nieprzerwanie wszystkimi szkołami pijarskimi na całym świecie. Dziś jest prawie 200 szkół pijarskich rozsianych w 44 krajach na 5 kontynentach. Jesteśmy wspólnotą uczniów i nauczycieli, których liczba przekracza 130 tysięcy... i wciąż przychodzą nowi!
A ty, nasz święty Józefie, ogarniasz nas wszystkich swym ojcowskim sercem i opiekujesz się nami.
Tak, jak przed tymi 426 latami opiekowałeś się maleńką szkołą na Zatybrzu, tak i dziś czujemy Twoje serce przy nas. I może to tylko zbieżność liczb, ale dziś w naszej krakowskiej szkole uczy się dokładnie 426 uczniów... 426 lat... 426 uczniów...Przypadek? Nie sądzę...
Mocno wierzymy w Twoją pomoc i opiekę. Dlatego pragniemy modlić się za nas samych i za naszą szkołę, i oddawać ją wciąż Twojemu wstawiennictwu i opiece Najświętszej Maryi Pannie, Królowej Szkół Pobożnych, której Ty zawierzyłeś wszystko w swoim życiu.